Reklama

Kościół

Więcej niż łóżko i posiłek

Kilka sióstr benedyktynek z Żytomierza rok temu wprowadziło się do nowo wybudowanego klasztoru św. Józefa w podlwowskiej wsi Sołonka. Dziś mieści sie tam ośrodek dla uchodźców.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Matka Klara Świderska, ksieni klasztoru Benedyktynek w Żytomierzu, powiedziała wówczas, że siostry pragną w tym nowym miejscu – drugim obok żytomierskiego – kontynuować benedyktyńską tradycję, którą w 1945 r., po czterech wiekach obecności na ukraińskiej ziemi, brutalnie przerwano. Nikt wówczas nie mógł przewidzieć, że po kilku miesiącach kontemplacyjny klasztor stanie się miejscem schronienia dla uchodźców, w tym dla mniszek z macierzystego Żytomierza.

Ucieczka

– Kiedy zbombardowano szkołę nieopodal opactwa, postanowiłyśmy pojechać do sióstr pod Lwowem. Klasztor w Żytomierzu znajduje się na wzgórzu, które okazało się ważnym strategicznym miejscem. Obok nas ulokowało się wojsko. Ciągle słyszałyśmy wybuchy. Siostry głuchły. Sześć razy dziennie wyły syreny i naszym starszym siostrom było coraz trudniej schodzić do piwnicy, zwłaszcza w nocy. Przez tydzień spałyśmy w ubraniach. Ale kiedy zbombardowano szkołę nieopodal opactwa, postanowiłyśmy się wyprowadzić. Najpierw wysłałyśmy chore siostry. Wiedziałyśmy, że się przydamy, że będziemy mogły pomagać naszym siostrom, które otworzyły dla uchodźców klasztor w Sołonce – mówi m. Klara.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Modlitwa

Reklama

Kontemplacyjne życie mniszek w żytomierskim klasztorze regulowała modlitwa, w czasie wojny jednak tym regulatorem okazały się syreny alarmowe. Wyły również na pożegnanie, kiedy siostry opuszczały swoje opactwo. Teraz w Sołonce pospołu z uchodźcami znowu starają się żyć według benedyktyńskiej reguły: Ora et labora.

– Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Do stołu z jedzeniem zasiadają najpierw dzieci, a potem dorośli. Każdy wie, co ma robić i za co jest odpowiedzialny. Wieczorem kobiety sprzątają wnętrza, mężczyźni oporządzają klasztorny teren, noszą ciężkie paczki, gdy ktoś przywozi jedzenie. Goście klasztoru dołączają do wieczornych modlitw. Codziennie mamy Drogę Krzyżową. Wiele osób przychodzi również na Eucharystię i do spowiedzi. Po pojednaniu się z Bogiem tryskają radością. Rodzice przyprowadzają swoje dzieci po błogosławieństwo. Nie pytamy, kto jest jakiego wyznania, ale dzielimy się z tymi ludźmi naszą wiarą, pokarmem duchowym – deklaruje przełożona żytomierskiego klasztoru.

Próba wiary

Wielki Post, czas pokuty, jest w obecnej wojennej sytuacji bardzo wymowny. Psalmy przewidziane przez liturgię na ten okres to wołanie o Bożą pomoc.

Reklama

– Codziennie modlimy się za naszych żołnierzy, za zmarłych, modlimy się o zakończenie wojny. Mimo gorących próśb wojna nadal trwa. Ludzie zaczynają szemrać: Bóg opuścił Ukrainę. Wierzę, że tak nie jest. Wszyscy musimy wierzyć, mieć nadzieję i się modlić. Wszyscy męczennicy Mariupola są naszymi orędownikami przed Bogiem. Wszystkie te niewinne ofiary – dzieci, rodziców, a także żołnierzy – łączę z ofiarą Jezusa, prosząc Go, aby wziął je wszystkie do siebie, aby już więcej nie cierpiały. Również za ich pośrednictwem proszę o pokój na Ukrainie. To naprawdę są męczennicy naszej ziemi – wskazuje m. Klara.

Wojenni goście

Na drzwiach klasztoru w Sołonce wisi kartka z napisem: „Przyjmujemy uchodźców”, i jest podany numer telefonu. Przychodzą o różnych porach, błagają o przyjęcie przynajmniej kobiet i dzieci; mężczyźni gotowi są spać na ulicy. Przygarniane są, oczywiście, całe rodziny. Otrzymują ciepłe jedzenie, nocleg i artykuły pierwszej potrzeby. Rano wojenni goście zawsze pytają z wdzięcznością, jak mogą się odwdzięczyć.

– Do klasztoru ciągle przybywają ludzie, którzy doświadczyli strasznych rzeczy. Nie wszyscy chcą rozmawiać o swych przeżyciach, ale ich ból jest bardzo wymowny. My nie musimy słuchać wiadomości z frontu – wystarczy, że spojrzymy w ich oczy, gdy po raz pierwszy przekraczają próg klasztoru – zauważa m. Klara.

Klasztor św. Józefa w Sołonce, jak każdy inny, jest oazą ciszy i modlitwy. Stanowi miejsce odosobnienia. Kieruje się zakonnymi zasadami. Ściśle przestrzegana jest tzw. klauzura, czyli wydzielone miejsce, do którego nikt nie powinien wchodzić bez pozwolenia.

Reklama

– Kiedy zaczęli przyjeżdżać do nas ludzie z ogarniętych wojną miast i wsi, gdy było ich coraz więcej i więcej, postanowiłyśmy odstąpić im część naszych klauzurowych pomieszczeń. Chciałyśmy, żeby poczuli się tu dobrze i zaznali trochę spokoju. Nie mogłyśmy postąpić inaczej z tymi, którzy pod bombami długo siedzieli w piwnicy i byli po kilkudniowej podróży zatłoczonymi pociągami. Bóg przysłał nam tych ludzi – podkreśla m. Klara.

Historia Ani

Praca, obok modlitwy, jest zasadniczym powołaniem sióstr benedyktynek. Realizują je, niosąc pomoc potrzebującym, skrzywdzonym przez wojenną zawieruchę. Czas wojny otworzył klasztorną furtę na niespodziewaną stronę. Dziś klasztor Benedyktynek w Sołonce pod Lwowem jest jednym z wielu ośrodków w archidiecezji lwowskiej, które przyjmują uchodźców. Tu nikomu nie odmawia się pomocy. Bezpieczny kąt znaleźli u sióstr prawosławni, katolicy, protestanci i niewierzący. Jedni zostają na dłużej, inni po posileniu się i noclegu jadą dalej.

Dla Ani wojna zaczęła się w 2 dni po wypisaniu jej ze szpitala położniczego. Z oblężonego Charkowa uciekła z dziećmi: 3-tygodniowym i 8-letnim, mężem i psem.

Reklama

– Nie chciałam nigdzie wyjeżdżać. Po prostu nie wierzyłam, że coś nam grozi. Ale kiedy trzy pociski wpadły do naszego mieszkania, przestraszona chwyciłam dzieci, dokumenty i uciekliśmy do znajomych. Tam zatrzymaliśmy się na kilka dni, a kiedy znów dosięgnął nas ostrzał, wsiedliśmy do pociągu jadącego do Lwowa – opowiada Ania. Posługujące na lwowskim dworcu siostry albertynki pomogły rodzinie dostać się do klasztoru Benedyktynek. – Tu nas nakarmiono, dano nam pokój. Pozwolono nawet wnieść psa – dodaje. Mąż Ani jest kucharzem, chce pomagać w przygotowywaniu posiłków dla uchodźców wojennych. Po traumatycznych przejściach u benedyktynek czują się jak w niebie. Nie wiadomo jednak, jak długo tu pozostaną...

Lwów

Pierwszego dnia wojny wieczorem zadzwonił pierwszy telefon z informacją, że kogoś trzeba przyjąć. Następnego dnia zadzwonili ze służb socjalnych, czy parafia przyjmie ośmioro uchodźców.

– Powiedziałem optymistycznie: tak. Odłożyłem słuchawkę i pomyślałem: gdzie?! Wydaliśmy wszystkie pieniądze, które mieliśmy, i kupiliśmy żywność, a potem pan Bóg pomnożył nasz budżet dzięki hojności darczyńców. Mogliśmy wtedy kupić grube materace. Powoli, sala za salą, pomieszczenie za pomieszczeniem, zaadaptowaliśmy je na potrzeby uchodźców, łącznie z moim mieszkaniem – ja wyprowadziłem się do zakrystii – opowiada ks. Grzegorz Draus, proboszcz parafii św. Jana Pawła II we Lwowie.

W parafialnych pomieszczeniach nocuje ok. 200 osób. Do momentu naszej rozmowy przez dom księdza proboszcza przewinęło się ponad 2 tys. osób. Jedni zostają kilka dni, inni pojawiają się tylko na jeden dzień lub są przejazdem.

– Ważny jest ten pierwszy moment, kiedy przychodzą. Trzeba z nimi być, słuchać ich i płakać razem z nimi. Próbujemy naszą obecnością dać im więcej niż tylko łóżko i posiłek – mówi ks. Grzegorz.

(więcej o sytuacji w lwowskiej parafii na s. 15. Chcesz pomóc zajrzyj na: www:welwowie.com)

2022-04-29 10:59

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Darów wciąż przybywa

Niedziela sandomierska 11/2022, str. VII

[ TEMATY ]

pomoc dla Ukrainy

MOSiR Tarnobrzeg

Magazyny zapełniają się w błyskawicznym tempie

Magazyny zapełniają się w błyskawicznym tempie

Pomoc dla Ukrainy płynie szerokim strumieniem. W Tarnobrzegu zbieranie darów koordynuje Centrum Wolontariatu oraz Rada Kobiet.

Koordynatorzy zbiórki dziękują wszystkim mieszkańcom i nie tylko, za szybką odpowiedź na apel z prośbą o pomoc. Jak informują potrzeba jeszcze sporo rzeczy, ale magazyn szybko się napełnia i wszystko trafia do potrzebujących uchodźców. – Najważniejsze obecnie są prześcieradła jednorazowe z flizeliny, stosowane m.in. w szpitalach, które można nabyć w sklepach medycznych. Ponadto jest bardzo duże zapotrzebowanie na leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, materiały opatrunkowe oraz środki higieny osobistej dla kobiet, nową bieliznę dla dzieci oraz damską, a także pościel, kołdry, koce, śpiwory, poduszki – wyliczała Katarzyna Paluch, koordynująca akcję z ramienia Tarnobrzeskiej Rady Kobiet. Organizatorzy zaznaczają, aby nie przynosić do punktur zbiórek ubrań. – Nie przyjmujemy odzieży, gdyż tej jest bardzo dużo, a także zabawek, książek dla dzieci, mamy ich sporo, a jak dotychczas nie otrzymaliśmy zgłoszenia o zapotrzebowaniu na tego typu rzeczy. Wczoraj były w centrum dwie panie z Ukrainy, które prosiły o konkretne rzeczy – powiedział Sławomir Partyka. Jak mówią koordynatorzy jeśli chodzi o zapotrzebowanie na odzież, to są to sprecyzowane prośby, czyli rodzaj, rozmiar, płeć. Dlatego musi być ona w bardzo dobrym stanie, wyprana, oczywiście najlepiej gdyby była nowa i co istotne posegregowana według rodzajów oraz wielkości w workach, czy reklamówkach z opisem. Niestety zdarza się, że przynoszone są ubrania zupełnie nietrafione, zbędne lub w złym stanie. – Jeżeli przychodzą prośby o odzież, to najczęściej o kurtki, głównie dla dzieci, młodzieży z podaniem rozmiaru – mówił jeden z koordynatorów. – Jak już podkreślał prezydent Tarnobrzega Dariusz Bożek, tarnobrzeżanie chcą i czują potrzebę pomagania. I to jest piękne. Niemniej już dzisiaj prosimy o jeszcze, gdyż jest to dopiero początek. Przed nami długi proces i mam nadzieję, że się nie wypalimy – podkreślała Katarzyna Paluch. Dary można składać w kilku punktach w Tarnobrzegu: Szkole Podstawowej nr 4 od godz. 7.30 do 17, Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej od godz. 8 do 18 oraz Tarnobrzeskim Centrum Wolontariatu, które monitorowane jest całą dobę, dlatego jeżeli ktoś nie zdąży przynieść dary w trakcie dyżuru, może je zostawić sam, tylko uprzednio należy zadzwonić na jeden z niżej podanych telefonów, aby otrzymać jednorazowy kod dostępu. Do dyspozycji są numery telefonów: 604 135 542, 532 527 087 i 609 902 792. Ponadto uruchomiony został czwarty punk w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji, gdzie działa miejski magazyn darów.
CZYTAJ DALEJ

Grał na loterii, teraz wspiera chorych na raka

[ TEMATY ]

klaretyni

św. Antoni Maria Claret

myśli

www.klaretyni.pl

Antoni Maria Claret w latach 1827-1829 zrobił błyskotliwą karierę zawodową w przemyśle tekstylnym Barcelony i ta praca pochłaniała go coraz bardziej. Uzbierał niemałą fortunę, grywając też na loterii.

Natomiast jego wspólnik, zaślepiony nieumiarkowaną żądzą zysku, stał się nałogowym hazardzistą i przegrał wspólny majątek firmy. To było głównym powodem, że Antoni mając 22 lata, zostawił wszystko, co do tej pory zasłaniało mu mocno Pana Boga, i wstąpił do seminarium duchownego diecezji Vich. W roku 1835 otrzymał święcenia kapłańskie. W wieku 42 lat założył instytut zakonny misjonarzy, zaczynając od pięciu młodych księży, znanych dziś jako Klaretyni. Założył duże katolickie przedsięwzięcie wydawnicze w Hiszpanii, i napisał lub opublikował około 200 książek i broszur.
CZYTAJ DALEJ

Jasna Góra: 5. Ogólnopolska Pielgrzymka Państwowego Ratownictwa Medycznego

2025-10-23 16:15

[ TEMATY ]

Jasna Góra

ratownictwo medyczne

#Pielgrzymka

BPJG

Dziś na Jasnej Górze odbywa się 5. Ogólnopolska Pielgrzymka Państwowego Ratownictwa Medycznego. We wspólnej modlitwie uczestniczyli ratownicy, lekarze i pielęgniarki z całej Polski. Mszy św. przewodniczył abp Adrian Galbas, metropolita warszawski.

W homilii hierarcha przypomniał, że ratownicy są często pierwsi na miejscu tragedii, a ich służba ma głęboki wymiar duchowy. - Oprócz kompetencji i umiejętności ratujących życie ważne są uśmiech, cierpliwość i serce gorejące miłością. Choć dziś jesteśmy zdrowi, świadomość, że jesteście blisko, daje nam poczucie bezpieczeństwa - mówił arcybiskup. Życzył uczestnikom, by Maryja wypraszała im ogień Bożej miłości i siłę w codziennej służbie.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję